Dziś chciałabym zrecenzować kolejny box od Lucky Vegan :) Po otrzymaniu pierwszego pudełka byłam na tyle zachwycona, że obiecałam sobie zmianę abonamentu z "małego" na "duży", jeśli tylko kolejna edycja będzie tak samo fantastyczna. Kiedy otworzyłam czerwcowe pudełko, oniemiałam :) W ramach podziękowania za recenzję na blogu dostałam dużego boxa w cenie małego wraz z ręcznie napisaną kartką! :) Jako że zawartość boxa znów była rewelacyjna, nie wahałam się ani chwili i postanowiłam zmienić abonament. Niestety, komunikacja z dziewczynami okazała się utrudniona - nie odstałam ani odpowiedzi na swoją długą wiadomość na fejsbuku ani na maila wysłanego "drogą oficjalną", czyli przez formularz na stronie internetowej. O pomyślnej zmianie abonamentu dowiedziałam się dopiero otwierając pudełko. Szczerze mówiąc zdążyłam się w międzyczasie nieźle wkurzyć, bo oczekiwałam JAKIEJKOLWIEK reakcji ze strony ekipy LV. Szkoda, bo cała akcja niestety sporo straciła w moich oczach.
Na dziś przygotowałam dla Was recenzje czerwcowego boxa. Przystąpmy więc do opisów bez zbędnych ceregieli.
Lucky Vegan Überraschungsbox Groß -czerwiec 2016.
1. TRACK The liquid snack, czyli przekąska w postaci niezwykłego smoothie. Dlaczego niezwykłego? Ponieważ zawiera dość niespotykane składniki, m.in. baobab, bazylię azjatycką czy amlę :) Tak, mnie też te nazwy nic nie mówią! Ale muszę Wam powiedzieć, że połączenie w puszce było niesamowite. Trudno mi opisać smak, ponieważ był bardzo nietypowy, ale myślę, że przypasowałby większości osób.
2. Mightybee Coconut Jerky Teriyaki, czyli płatki kokosowe marynowane w teriyaki! Byłam bardzo ciekawa tego produktu i przez jakiś czas zastanawiałam się, czy go nie sprezentować. Połączenie wydało mi się jednak tak nietypowe, że szczerze mówiąc trochę się bałam. W końcu sama zeżarłam tę małą paczuszkę. Połączenie słodkiego kokosa ze słono-kwaskowatą marynatą było dość... dziwne. Ale że lubię dziwne rzeczy, absolutnie mi nie przeszkadzało :) Jeśli próbowaliście kiedyś prawdziwego jerky beef w marynacie (ja nie poróbowałam, bo jakoś mnie odrzuca), to wyobraźcie sobie ten sam smak, tylko z lekko słodką nutą :) Ogólnie uważam, że to bardzo fajny pomysł i jedna z lepszych wegańskich alterantyw mięsnych produktów.
3. Davert Lentil Chips, czyli chrupki... z soczewicą! Oj, tu był zachwyt... Jak sama nazwa wskazuje, przekąska była chrupiąca, do tego słona i lekko ostra (dodatek soli morskiej i pieprzu), z posmakiem soczewicy, którą uwielbiam w każdej postaci! Byłam, jestem i będę zakochana w tych chrupkach, mówię Wam.
4. Chiemgaukorn Urgetreide, czyli mieszanka zbóż: pszenica płaskurka, pszenica samopsza (kolejne nazwy, które widzę pierwszy raz w życiu) i orkisz. Uwielbiam tego typu połączenia i dodatki, jestem wielką fanką wszelkich kaszy, ryżu czy nietypowych rodzajów makaronu, dlatego bardzo ucieszyła mnie 500-g paczka zbóż. Używa się jej podobnie do np. ryżu i może stanowić wspaniały dodatek do zdrowego obiadu. Przyznam szczerze, że nie miałam jeszcze okazji wypróbwać tej mieszanki, ale jestem pewna, że smakuje rewelacyjnie.
6. Ketchup... z dyni! Musiałam dwa razy przeczytać, żeby upewnić się, że się nie walnęłam. Ketchup z dyni. Bałam się, no bo jak to tak... ketchup z dyni... Do czego go użyć? Z dyni? No ludzie. Czekałam, czekałam, czekałam. Dziś w końcu wzięłam go do ogrodu i chlapnęłam na talerz z bałkańskimi potrawami z grilla. Powiem Wam, że jest całkiem niezły i w zasadzie cieszę się, że mogłam go spróbować. Z drugiej jednak strony wydaje mi się, że to jedna z tych rzeczy, których świat tak naprawdę nie potrzebuje. Niby wegański, niby bio... No ale naprawdę nietrudno znaleźć bioketchup, a wegańska jest chyba większość. Poza tym moim zdaniem nie ma on szans przebić zwykłego ketchupu (który nota bene uwielbiam), ale na pewno stanowi miłe urozmaicenie dla osób lubiących próbować nowych rzeczy. A ja lubię :)
8. ALGEN Gewürz-Zauber. Jedna z dwóch rzeczy z pudełka, której wciąż nie otworzyłam. No jakoś nie mogę się przekonać do przyprawy do grilla na bazie alg. Algi znam, zarówno w postaci kosmetyków jak i np. japońskiego żarcia i nie jestem szczerze mówiąc fanką. Zobaczymy, zostało kilka dni lata, więc może jednak się przekonam.
9. Mydełko od Lucky Vegan :) Druga z rzeczy, których jeszcze nie używałam, a to dlatego, że w domu mam ogromny zapas żeli i płynów do kąpieli, a mydła w kostce praktycznie nie używam. Przetrzymam je więc sobie na wypadek, gdybym kiedyś nie miała się czym umyć :) Skład mydełko ma całkiem niezły, jeśli chodzi o zapach, to nie mogę niestety nic napisać, poniewać przez folię nie czuć kompletnie nic. Zdjęcia niet, bo strona LV jest dziś niedostępna.
Wot i wsio. Zawartość pudełka ogólnie bardzo mi się podobała. Lekkim rozczarowaniem okazał się jedynie ketchup i rozmiękłe liofilizowane owoce, ale wiadomo, że niemożliwe jest utrafienie w gust absolutnie każdego.
Wszystkie zdjęcia pochodzą ze stron producentów, ponieważ sama zapomniałam sfotografować zawartość :)
Miłego tygodnia!
Vrubble